24 maja 2015

Nie mam pomysłu na tytuł

Czytałam wczoraj bardzo ważny tekst "Bo pies musi..." Talking Dogs i wzbudził on moją głęboką refleksję.
Kilka lat temu jako świeżutki opiekun psa chłonęłam informacje z internetu chcąc jak najlepiej przeprowadzić Carmenkę przez pierwsze tygodnie jej życia. Nie był to mój debiut psiejski, bo udało mi się świetnie dogadać z moimi jamniczkami, ale dostęp do książek, internetu otwierał nowe możliwości. Oczywiście wiele z tych informacji mówiło o siłowym "wychowywaniu szczeniaka", wsadzaniu jego pyszczka w siki, siadaniu na nim, przygniataniu do ziemi. Moja empatia klarownie filtrowała przemoc i popychała mnie do pozytywnego motywowania, ogarnięcia techniki pracy nad wydawaniem poleceń, szukaniem takiej drogi, która pozwoli mi, żebym dla mojej suni była zrozumiała. To instynktowne działanie uchroniło ją przed moją ewentualną głupotą, choć powołując się na rozmaite autorytety powodowało czasem jej niepotrzebną frustrację. Mam szczęście, bo Carmen ma charakter wspaniały i skutecznie wytrzymała brak mojej koordynacji ruchowej, ale tez jej upartość wiele razy doprowadzała mnie do rozpaczy. Obserwując ją, jej zachowania nijak nie mogłam odnaleźć znaku równości pomiędzy tym, co czytałam w internecie, książkach a tym co próbowała mi przekazać moja mądra dziewczynka. I tak pnąc się w wiedzy do góry, upadałam z hukiem na dół, bo intuicja mówiła mi coś zupełnie innego. Interpretacja opisywanych zachowań Carmen miała się ni jak do tego, co widziałam na spacerach. Tym samym były dla mnie zajęcia, prowadzone według schematu powodowały moją frustrację i chęć poszukiwania, analizowania tego co czuję i widzę.
Dzisiaj już znam odpowiedź na wiele z tych pytań i tym bardziej wdzięczna jestem za tak wspaniałego przyjaciela, tym bardziej wspaniałego, że był w stanie znieść zarozumialstwo człowieka, uzurpującego sobie prawo do miernej interpretacji psich zachowań.
Obserwując świat niektórych szkoleniowców z trwogą patrzę na brak wiedzy, empatii i czegokolwiek co powoduje, że jesteśmy w stanie zrozumieć psy. Ewolucja metod od siłowych, przez pozytywne, znowu ma tendencje kierowania się ku przemocy. Stosowanie obroży elektronicznych, szarpanie psów i jednoczesne skarmianie sieje mętlik, a biednym psom przysparza problemów. Świat ludzkiej pychy jest piekłem dla psów chcących tylko żyć i być zrozumianymi przez inne gatunki. Ludzki strach od setek lat sprowadza się do eksterminacji tego czego się boimy, a z czym sobie nie potrafimy poradzić. Przykre to i smutne, bo pies nigdy się przed naszym człowieczym zadufanym światem nie obroni. Może czasem wystarczyło by więcej pokory, umiejętnego przyznania się do porażki, że nie znam zachowań psów, że ich nie czytam, że nie rozumiem dlaczego tak się zachowują, że moja mowa ciała zmysł obserwacji jest zbyt ułomny. To takie proste przyznać się do porażki.