19 lutego 2017

Zaklinacz psów czy podpicowane show z kopniakiem w tle?

Wiele emocji budzi organizowane w Polsce show z udziałem Cesara Millana, znanego z telewizyjnego programu "Zaklinacz psów". Miłego meksykanina z białym uśmiechem, wychowanego pośród psów, promującego się na ich wiernego miłośnika. I pewnie wszystko by było cudownie, gdyby ów miłośnik rzeczywiście miłował psy z którymi pracuje. Wiele osób w programie widzi to, co powinno zobaczyć, czyli spektakularny sukces z pracy z agresywnym psem, rzucającym się Millanowi do gardła. I wiele spośród tych osób tkwi w przekonaniu, że magia płynąca z aury Millana, jego przywódcza, choć niewielka postura tą magię rozsiewa. Czar jednak pryska, kiedy rozumiemy komunikację psów. Miły meksykanin stosuje dość proste metody kopniaki w pachwinę, podduszanie psa dławikiem, obrożę elektryczną i tzw flooding czyli zalanie psa bodźcami w taki sposób, że przestaje reagować i poddaje się. Analizując filmy mnie z twarzy uśmiech znika i pozostaje smak goryczy, bo komunikacja psów nie pozostawia złudzeń. Praca z psem agresywnym nie powinna polegać na zastraszaniu, biciu, dławieniu tylko dlatego, bo trener stoi przed widmem presji klienta. Ubieranie przemocy w miłe słówka jest zwykłą blagą. Niestety najczęściej używanym argumentem jest ucieczka przed eutanazją i ten argument obarczając nasze sumienie wygrywa.
To co pocieszające, to wiele głosów krytyki płynących od polskich trenerów, behawiorystów, mówiących wprost o przemocy i braku zgody na jej stosowanie. Obracanie tego do góry ogonem i mówienie o zazdrości, soli w oku jest dla mnie albo próbą zdewaluowania tych głosów, albo próbą usprawiedliwienia własnych mało pozytywnych metod.

Dla tych, którzy wciąż mają wątpliwości film, może je w końcu rozwieje.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz